sobota, 23 lipca 2016

Usmażeni w Warszawie, znaczy konfitury były…

Chwała!
W tym roku udało się upiec dwie pieczenie, więc była i Confitura i szarlotka. O szarlotce będzie w osobnym wpisie, wszak statsy trzeba sobie nabić za rok, więc ten poświęcę Confiturze.
Odbyła się ona 2 lipca (czyli zebranie się trochę mi zajęło) i w tym roku powróciła z Uniwersytetu do centrum konferencyjnym na ul. Bobrowieckiej. Z wszelkimi tego plusami (więcej miejsca na korytarzach i holach) i minusami (brak klimatyzacji).
Dzięki PKP był czas na kontemplację harmonii Przyrody z Cywilizacją o brzasku poranka…

Z trzydziestu pięciu prezentacji (ciekawostka, wśród których nie było żadnej której dałem +1 w VFP) postanowiłem sobie posłuchać:


  1. Marty Smektały o projekcie z punktu widzenia UX designera — zawsze to wartość dodana poznać coś o pracy o której na co dzień „się nie myśli”. Niestety, problemy techniczne (nie z winy prezenterki) wybiły chyba prowadzącą z równowagi i trema trochę zjadła. Choć nie porwało czas stracony nie był.
  2. Joanny Karczewskiej o tym jak dotrwać do emerytury. Było sympatycznie, wesoło, ale trochę nadal nie wiem jak to zrobić ;) Za to cieszy, że informatycy 60+ to nie tylko COBOL i FORTRAN ;)
  3. Dominika Przybysza o Spocku. Wiecie, Star Trek, Groovy... Czego chcieć więcej? (Czego? Braku JUnit :P). Fajnie, ale nie mnie nie przekonało nadal. Za to koszulka Brain Change prima sort.
  4. A w tej sesji nic mnie nie zachęciło, więc spędziłem ją na zapoznaniu się na stanowiskamch sponsorów o ich działalności i ofercie. Co ciekawe wielu ze zdziwieniem zauważyło fakt przybycia gości ze Szczecina. Aczkolwiek Pani z Isolution zadała mi dość ciekawe pytanie, z którego, odpukać, może coś się wykluje prezentacyjnego...
  5. Sławomira Sobótkę. Wszystko w temacie. Nie wiem czy jest temat którego nie potrafił by przedstawić intrygująco i wartościowo.
  6. Duetu Piotr Medyński i Artur Żórawski z przepisem na szczęśliwego pracownika. Hmmm… Chyba nie czuję tego.
  7. Bartka Zdanowskiego o samodewelopmencie. Moim zdaniem druga, po Sławku Sobótce, prezentacja dnia. Bardzo sympatyczna robota, idealna na zakończenie maratonu.
A na spoinie? Cóż, widoki...
…ale kanapeczki i tort też niczegowate!




niedziela, 15 maja 2016

Oktarynowe świeczki na zasłużonym torcie, czyli ósma edycja DevCrowd

Chwała!
Skoro się narzuciło takie tempo postów, to wypadałoby je trzymać. Tak więc przyszedł czas nieubłaganie na kolejny wpis. Tym razem, szokująco nieprzewidywalnie, będzie o tegorocznej edycji Konferencji DevCrowd.
Konferencja tradycyjnie odbyła się w salach Wydziału Informatyki Politechniki Szczecińskiej, tradycyjnie rozpoczęła się od krótkich słów przywitanie od Organizatorów, oraz dziekana wydziału, prof. Wilińskiego. Dodatkiem do tradycji była obecność w gronie witających, Szefa platynowego sponsora edycji, którym była zgadnijcie-jaka-Firma ;)
W pierwszej sesji wybrałem prezentację Bartka Kuszaka o testach obciążeniowych. Zostało przedstawione trochę teorii dotyczącej tego rodzaju testów, a w części „praktycznej” narzędzie LoadRunner. Nie było źle, nie było porywająco. Jeśli chodzi o warsztat, brakowało mi płynności, przez co umykało mi czasem zainteresowanie (pytanie czy to problem mój czy prezentera... ;)) W każdym razie nie najgorsze rozpoczęcie.
Następnie wysłuchałem Piotra Tobolskiego o języku Swift, ale właściwie nie wiem po co… W teorii miałobyć „okiem programisty javy” a było przedstawienie języka programowania nie bardzo połączone z tym okiem. Jakoś tak nie podpasowało.
Trzecia sesja, to wykład Tomasza Kalkosińskiego o testowaniu prawdziwego systemu. Trochę znów mylący tytuł, ale prezentacja bardzo mi się podobała. Autor przedstawił jak podejść do budowania testów programistycznych, jak tworzyć stos narzędzi, jak się tym bawić i uczyć. Do tego fajnie warsztatowo. Brawo!
Na ostatnie danie przed obiadem z dwóch podobnych tematów nad Koziołka postawiłem dla mnie nieznanego Grzegorza Piwowarka i jego prelekcję o Jawie VIII. Obok poprzednika, to moje „odkrycie” tegorocznej edycji. Warsztatowo i treściowo właściwie jedyne co mogę się przyczepić to lekki nadmiar anglicyzmów. Tak poza tym był polot, był rytm, była wiedza, był plan co się chce przekazać. Brawo!
Po obiedzie zaś udałem się na prelekcję „konkurencji” czyli wykładzik Huberta Pietruszewskiego. I szczerze mówiąc, o ile ja wyniosłem całkiem sporo poglądu jak wygląda koncepcja konkurencji, to dla postronnego obserwatora chyba mogło być ciut za dużo o ubezpieczeniach, a za mało o technice (technologii).
Przedostatnia sesja to Dominik Przybył o Javie 9. Ponieważ trochę wypadłem ze śledzenia co ma być, to na pewno plus taki, że mogłem się zaktualizować. Aczkolwiek nie porwało mnie, z notatek wychodzi, że głównie przez warsztat prezenterski. Ale Dominik musi wybaczyć, bo jakoś szczegółów nie pamiętam już. W każdym razie nie było źle, bo dałem 4 w ankiecie.
Na Finał zostawiłem sobie już temat lżejszy, bo już jednak z koncentracją powoli było nie najlepiej, i postanowiłem posłuchać o błędach w staraniach o nową pracę. Było tak jak na takich prezentacjach być powinno. Lekko, zabawnie i bez zmuszania do przesadnego myślenia ;) Aczkolwiek warto było sobie z tematu co nieco zapamiętać, tak na wszelki wypadek.
Podsumowując, DevCrowd trzyma poziom i nie zawodzi. Nic tylko czekać z niecierpliwością na rozpoczęcie kolejnej oktawy sukcesów!


wtorek, 7 lipca 2015

W tym roku zamiast konfitur, szarlotka.

Chwała!
Jak już pisałem we wcześniejszym poście w tym roku plan corocznego wyjazdu an warszawską Confiturę szybko uległ dezintegracji. Dlaczego? Ano dlatego, że w tym roku termin skolidował z dziewiąta edycją Festiwalu Legend Rocka.
 - We wcześniejszych latach nie przeszkadzało? - Zapyta Ktoś.
 - No nie, bo pierwszy raz byłem na tym festiwalu. - Odpowiem zgodnie z prawdą.
 - Pierwszy? To nagle tak?
 - Tak. Ale wcześniej nie przyjeżdżali Franek, Billy i Dusty. 
 - Oni?! To trzeba było zabrać mnie ze sobą!
Dokładnie tak. Priorytety. Confitura, niezależnie od swojego wysokie poziomu po prostu musiała w tym starciu przegrać. Jeżeli przyjeżdżają Żywe Legendy, jeden z najlepszych zespołów w historii rock'n'rolla (a w jego rytmie wszak me serce bije i bić będzie po kres), Idole od czasów dzieciństwa. Dwoma słowy - ZZ Top. Jedyne trzy godzinki drogi od domu. Nie można było przegapić.
Na przystawkę został podany norweski zespół Kelvin. Całkiem przyjemny pop-rock czy jak tam się ten gatunek nazywa. W każdym razie zagrali ostrzej i bardziej energetycznie niż na jedynym klipie jaki mi się udało znaleźć. Tak więc zobaczymy co z nich wyrośnie.

Natomiast co do Gwiazd. Cóż. Panowie w wieku emerytalnym, wyszli i od pierwszego uderzenia w struny poleciała taka masa energii, że niejeden młodzieniec może tylko pozazdrościć. Godzina dwadzieścia czystego rock'n'rolla. Panowie pokazali swoją maestrię grając znane i lubiane hity z przekroju całego okresu działalności. Znalazły się i nowe I Gotsta Get Paid czy Chartreuse, jak i starsze Gimme All Your Lovin', Tush, Legs, La Grange... Zresztą cała setlista do zobaczenia tutaj. Były miłe akcenty ze strony Billego, jak „Dobry Wieczór”, „Dobrze się bawicie?” czy napis Piwo zamiast Beer na gitarze (no i My Head Is In Polski w refrenie :)). Jakieś minusy? Jedynie to, że za krótko! Za dodanie do zestawu Rough Boy czy Viva Las Vegas myślę, że nikt by się nie obraził.

środa, 1 lipca 2015

Pół roku wakacji, czyli od czasu do czasu coś wypada skrobnąć...

Chwała!
Aż sam nie wiem, którą z piosenek Organka na początku tego wpisu zacytować... O Matko! azali Głupi Ja... Tyle czasu minęło od ostatniego, miałem niby postanowienie, że się wezmę, a tu wyszło, że autor typu D.U.P.A (że tak nawiążę do innego utworu z czasów najnowszych). Cóż, skoro już się zabrałem, to w ramach leczenia sumienia, szybkie podsumowanie tego co się wydarzyło w ostatnim półroczu:
  • Odbyła się kolejna edycja DevCrowd. Jak zwykle warto było, dobry poziom prezentacji, bardzo dobry organizacji, genialny uczestników ;) Na wyróżnienie in plus chciałbym wskazać prezentację „Internet Of Thing - czas rozpocząć przygotowania” Pawła Spychalskiego. Bardzo przyjemnie poprowadzone hipotetyzowanie i wróżenie z fusów jak rozwinie się temat, który wydaje się mieć podstawy być czymś całkiem znaczącym w bliższej lub dalszej perspektywie. Na minus natomiast Robert Pankowecki i jego „dlaDeveloperów odDeveloperów - jak sprzedawać wiedzę programistom”. Nie wiem czy nie najgorsza prezentacja na jakiej byłem kiedykolwiek. A co najgorsze? Język. Nie można było się skupić na ewentualnej treści jaką prezenter miał do przekazania, gdyż nie szło zidentyfikować języka w jakim była ona prowadzona. Ja rozumiem, że w naszej branży niestety anglicyzmy dość agresywnie się w nasz język codzienny wbijają, ale są chyba jakieś granice przyzwoitości i szacunku dla publiczności. Skoro kulejemy w języku ojczystym i mamy go w głębokim poważaniu, to może szczerzej będzie się zdecydować na ukochany i jedynie słuszny angielski? Swoją drogą lingua franca nie na darmo ma francę w nazwie... A-ha... Specjalnie dla prelegenta, co oznacza w polskim wyraz audiencja: „oficjalne posłuchanie udzielone komuś przez osobę na wysokim stanowisku”. Zdziwko niezłe, nie?
  • Wystartowała nowa inicjatywa społecznościowa - Papryqarz. Czyli taki Spin 2.0, o ile ktoś jeszcze pamięta tamte inicjatywy. Rozpoczęło się nieźle, frekwencja dopisała. Ciekawe jak wytrzyma próbę czasu. Na razie zapowiada się kolejne spotkanie, tak więc pożyjemy, zobaczymy jak i w co się to rozwinie.
  • Odbyło się też kolejne spotkanie naszej jugi. Tym razem w formie tzw. unconference czyli luźnych pogadanek w wianuszkach zainteresowanych osób, na wybrane tematy. Było dość ciekawie, ciasteczka, herbatka. Nowe miejsce w klimatyzowanych pomieszczeniach Technoparku. Trochę nie dopisała frekwencja, ale nowe twarze się pojawiły, więc jest szansa, że coś drgnie nam do przodu.
  • Miała miejsce też rejestracja na tegoroczną Confiturę, która już w tą sobotę. Rejestracja w nowej formie, bilety się rozeszły, cegiełki wyprzedane. Ciekawym jak nowa formuła wpłynie na frekwencję (procentowo - rzeczywistych uczestników do zarejestrowanych) i zainteresowanie uczestników pełnią sesji. No i znów nasz człowiek będzie się prezentował. Liczę na powtórkę dla Jugi!  Ja w tym roku brać udziału nie będę, nawet nie próbowałem rejestrować się. Dlaczego? Bo szorstki ze mnie chłopiec...
  • Byłem w kinie. Na nowym Mad Maxie. Jako kolejna część? Nie urywa, choć poziom trzyma. Jako film „przygodowy”? Całkiem fajnie, jazda bez trzymanki, momentami odjazd przerysowań ale trzymający się pewnej konwencji i nie skaczący przez rekina. W każdym razie nie żałuję, bawiłem się dobrze. I tylko zachodzę w głowę co to za marka, że po trzydziestu latach na pustyni opony w stanie nówka igła ;) Ale to tylko takie moje sapanie... ;)
I to było by na tyle.

sobota, 31 stycznia 2015

JRebel, ADF i nieprzeładowane strony.

Chwała!
Po długiej, chyb nawet zbyt, przerwie czas wysilić swoje pozostałe szare komórki, póki fałdy na korze jakieś zostały. Okazja się akurat trafiła sama, bo w ramach obowiązków zawodowych mam okazję sprawdzić w boju produkt firmy ZeroTurnaround - JRebel.
Właśnie w trakcie tego sprawdzania napotkałem na początkowo dość zagadkowy problem, który poniżej postaram się naświetlić. Otóż, mam ci ja aplikację zewnętrzną, podbudowę czy też rdzeń systemu, w technologii Oracle ADF. Natomiast sam dopisuję do niej moduły biblioteki rozszerzeń dostosowującej tenże rdzeń do zachcianek i zapotrzebowań klienta. No więc dopisuję sobie nowy tzw. fragment strony, wszystko ładnie mi JRebel przeładowuje, jest fajnie. Biorę się za następny i... i nic, tak jakby JRebel zmian nie widział. Co ciekawe, przepływ odświeża, ziarna też, tylko sama strona jak wyglądała tak wygląda. Ki czort? Hmmm... Po restarcie zmiany widać, ale nowych znów niet. Hmmm... Rzut oka w logi, i co? I wszystko wygląda na to, że... działa.
2015-01-29 08:26:23.947 TRACE [IntelliJFSNotify] >> path\to\my\changed\PageFragment.jsff
2015-01-29 08:26:23.947 INFO  [IntelliJFSNotify] Event 'CHANGE' on: 'path\to\my\changed\PageFragment.jsff'
2015-01-29 08:26:23.955 TRACE [IntelliJFSNotify] >> CHANGE
2015-01-29 08:26:31.733 INFO  [ADF-Core] ADF metadata resource modified: file:/path\to\my\changed\PageFragment.jsff
2015-01-29 08:26:31.767 DEBUG [ADF-Core] ResourceMonitor instance named 'BindingRequestHandler' returns new positive result
2015-01-29 08:26:31.767 INFO  [ADF-Core] Purging page and view definition cache
2015-01-29 08:26:31.767 INFO  [ADF-Core] Reinserting juMom definition
2015-01-29 08:26:31.767 DEBUG [Mojarra] FacesConfigReloader.reload invoked
2015-01-29 08:26:31.767 DEBUG [Mojarra] Capturing NavigationHandler state.
2015-01-29 08:26:31.767 TRACE [Mojarra] NavigationDiff: null
2015-01-29 08:26:31.767 INFO  [Mojarra] Reloading configuration
2015-01-29 08:26:31.767 INFO  [Mojarra] Application does not allow to unsubscribe listeners
2015-01-29 08:26:31.767 INFO  [Mojarra] Application class: com.sun.faces.application.ApplicationImpl
2015-01-29 08:26:31.767 TRACE [Mojarra] Reload on oracle.adfinternal.view.faces.lifecycle.LifecycleImpl@75aec8d1 and org.apache.myfaces.trinidadinternal.context.FacesContextFactoryImpl$CacheRenderKit@5b5cca6 with sc weblogic.servlet.internal.WebAppServletContext@79606145 and cm com.sun.faces.config.ConfigManager@613b3643
2015-01-29 08:26:31.767 TRACE [Mojarra] Clear done
Zagwozdka coraz większa. O! Przelogowanie też powoduje „odświeżenie” zmian. Zastanówmy się poważnie...
Bingo! Tak jest! Cóż to więc okazuje się naszym winowajcą? Ano, aplikacja ma skonfigurowane dostosowywanie (customization) na poziomie użytkownika (UserCC). To powoduje, że każda zmiana na stronie stanu np. zwinięcia segmentu akordeonu czy też widoczności kolumn w tabeli jest zapamiętywane w MDS i nakładane w każdej sesji użytkownika. Fajny mechanizm, dzięki któremu korzystający z aplikacji ma taki układ stron w aplikacji jaki mu wygodnie. Problem w tym, że zmiany te nie są przez mechanizmy WebLogica nakładane na „oryginał” w momencie wchodzenia na stronę, tylko przy logowaniu się użytkownika. Przez co zmiany „przeładowywane” przez JRebel nie znajdowały odzwierciedlenia w treści serwowanej do przeglądarki. Wyjście? Skasowanie plików *.jsff.xml z odpowiedniego podkatalogu lokalnego MDS. No i teraz furczy aż miło. Można wrócić do generowania kolejnych błędów w oprogramowaniu ;)

P.S. Przy okazji jest to setna notka na blogu. Sam nie wiem, czy to dużo, czy mało, ale pękła i już!

piątek, 11 lipca 2014

Jak po słoiki to do stolicy, czyli po Confiturę i z powrotem

Chwała!
Ponieważ tak się złożyło, że zgodnie z powiedzeniem „sport to zdrowie... stracone” kosztem noszenia gipsu na nodze mam wreszcie wolne w lato (swoją drogą też przy okazji dobre wytłumaczenie dlaczego skoro wolne to nie wezmę i nie przekopię ogródka ;)), to wykorzystam część tego czasu na podzielenie się z P.T. Czytelnikami wrażeniami z tradycyjnej wyprawy do stolicy po słoiki z Confiturą.
Wyprawa, jak zwykle w mocnym składzie firmowo-jugowym, zaczęła się od mocnego akcentu, czyli od ponad dwóch godzin opóźnienia pociągu „na start”. Cóż, przynajmniej dzięki temu zobaczyłem końcówkę i bramki meczu Brazylia-Kolumbia... Trzeba oddać kolejarzom, że nadrobili z tego ponad godzinę dzięki czemu dotarliśmy na miejsce o całkiem przyjemnej porze, ale jednak w moim przypadku skończyło się na 2 godzinach „pseudosnu” co miało niestety pewne konsekwencje podczas konferencji.
Dobra, starczy wstępu, przejdźmy do meritum, znaczy wybranych przeze mnie prezentacji, czy też wykładów.

niedziela, 18 maja 2014

Wspomnienia z DevCrowd 2014, czyli raz będzie normalny tytuł kwiecistym stylem nie okraszony.

Chwała!
Jak ten czas leci, ledwo parę notek temu próbowałem przekazać tym, co zbłądzili nieświadomi w te rejony sieci, jak było na konferencji naszej ulubionej (bo naszej ;)) a tu już kolejna edycja przeszła do historii i literatury. Do tego weny jak nie było, tak nie ma, stąd i notka po ponad miesiącu od wyda... Wróć... od Wydarzenia.
Na sam początek, to chciałem szczerze przeprosić wszystkich, którzy „współdzielili” ze mną wybór prezentacji. Mea culpa. Po ogłoszeniu agendy pozwoliłem sobie zażartować, że z wiadomych względów na pewno będzie słabiej niż rok temu, i... wykrakałem. Przynajmniej sobie.
-Aha, no to pewnie dennie było?