czwartek, 16 lutego 2012

Bella bella donna, wieczór taki piękny...

Chwała!
Żeby nie było, że jakiś ze mnie całkowicie zgorzkniały malkontent, tym razem wpis o czymś co lubię robić w towarzystwie, a nawet w Towarzystwie. Mianowicie o wizycie w Teatrze. Co gorsza, o takiej która warta jest polecenia, a nawet Polecenia. Otóż, dzięki splotowi Okoliczności oraz życzliwości Zainteresowanych Osób miałem okazję zadebiutować na widowni kabaretu Czarny Kot Rudy w Teatrze Polskim.
Spektakl był implementacją, że się tak slangowo wyrażę, programu o lecnym tytule „Koniom i zakochanym siano pachnie inaczej”. I tutaj już muszę P.T. Czytelnikom wyjaśnić jedną rzecz. Tym czymś będzie postrzeganie powszechne terminu „kabaret”. Od dłuższego już czasu, mam wrażenie, zostało ono dość skutecznie zredukowane do serii mniej lub bardziej rubasznych skeczy mających jedynie na celu wzbudzić salwy śmiechu. Natomiast Czarny Kot Rudy reprezentuje ten bardziej poetycki, muzykalny i refleksyjny typ kabaretu. Zdecydowanie bliżej Piwnicy Pod Baranami niż Paranienormalnym.
Przedstawienie jest mieszanką autorskich i „obcych” tekstów i melodii ze wspólnym mianownikiem jakim jest Miłość. Koktajlem monologów i piosenek, okraszonych zapowiedziowstawkami Reżysera. Wśród tekstów obcych mamy i te bardziej znane i te mniej, i te starsze, przedwojenne, i te ciut młodsze. W nastrojach od refleksji i romantyzmu, przez humor wysublimowany czy abstrakcyjny, po całkiem dosadny i prosty, acz, broń boże, nie prostacki. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, a przy tym ta reszta nie zburzy odbioru całości. Mówiąc krótko, jak dla mnie dziegciu brak.
Wykonanie... Co tu dużo mówić, nie od dziś wiadomo, że Teatr Polski dysponuje świetnym Zespołem, a o talencie takich Aktorów, jak Katarzyna Sadowska, Adam Dzieciniak, Michał Janicki, Jacek Polaczek czy Wiesław Łągiewka nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Także ci młodsi (jak choćby chwalony już kiedyś przeze mnie Filip Cembala), jeszcze może nie tak znani, trzymają Poziom Mistrzów. A już Odkryciem dla mnie osobistym jest Sylwia Różycka, i to nie tyle za wdzięki kobiece, choć przyznać trzeba, jest na czym oko zawiesić Panowie, co za głos i interpretację wykonywanych utworów.
Podsumowując dwie godziny minęły niczym z bicza strzelił, nastrój podniesiony, radość życia przywrócona. Sami Państwo powiedzcie, czegoż to więcej trzeba?

wtorek, 7 lutego 2012

Fistaszki a sprawy programistyczne

Chwała!
Skoro już jestem w cugu (pozdrowienia dla wszystkich mających problemy z kominiarzami ;)) to jeszcze trochę przynudzę P.T. Czytelników odrobiną marudzenia. Otóż Koledzy z Naszej Jugi organizują coś takiego, co się zwie CodingDojo, na które się osobiście serdecznie nie wybieram. A dlaczego? Lata temu amerykański Geniusz, Karol Schulz stworzył jedno z najwybitniejszych dzieł w historii ludzkości, mianowicie Fistaszki. Charliego Browna, Snoopiego i resztę ferajny zna chyba każdy, a ich wpływ na Kulturę trudno przecenić. Otóż w jednym z pasków serii Charlie tłumaczy Linusowi, że rozumie jego strach przed bibliotekami słowami:


„Każdy z nas ma pewne obszary, w których czujemy się nie na miejscu”


I to w zasadzie powinno tłumaczyć wszystko. CodingDojo zakłada, że dla każdego z uczestników nie stanowi problemu pracowanie nie dość, że na oczach, to wspólnie przy użyciu jednego młotka z grupą. Tymczasem wielkim odkryciem nie będzie stwierdzenie, że nie każdy na takiego uczestnika się nadaje. Nie wyobrażam sobie, że mogę się komuś wtrącać w jego tryb pracy, że ktoś mi dyktuje co mam robić, albo patrzy na ręce i tak dalej. Wiem, wiem, dramatyzuję i przesadzam, ale tak „wspólne” programowanie wygląda z mojego punktu widzenia. Do wspólnej pracy na tak bliskim i niskim, wręcz „intymnym” poziomie, potrzeba po prostu zgodności interfejsów. Głównie tych pozawerbalnych, kompatybilnego stylu myślenia, pracy, chwytania w lot i kradzenia koni. Ot, po prostu to dla mnie tak, jakbym miał z kimś razem prowadzić motocykl na zasadzie jedno trzyma kierownicę, drugie zmienia biegi.... Z większością znanych i nieznanych mi osób reakcja jest jedna. Dziękuję. Postoję.

Co do samego wydarzenia, kto chce proszę bardzo, a nawet zachęcam szczerze do uczestnictwa, i fajnie, że coś się w tej naszej judze dzieje. Natomiast głęboki mój sprzeciw budzi, często obecna w naszym światku, promocja (niezależnie zupełnie od wydarzenia) wspólnego programowania, w tym programowania w parach, jako cudownego remedium na wszelkie bolączki procesów wytwarzania oprogramowania, a niestety choćby uczą takich bzdur na różnych kursach dla kierowników i zarządców projektów. A to nie ma tak. Jak w każdej grze zespołowej, tak i w programowaniu potrzebni, i „altruiści” i „soliści”, i Charlie, i Lucy, aby skomponować zespół (prawie)idealny. I nie zapominać, że zawsze się znajdzie w końcu przeciwnik idealniejszy. Zawsze.

Tłumne zgromadzenie dewizowych rozwijaczy czas zaanonsować

Chwała!
Stało się! Najlepsza Na Świecie Konferencja zmieniła oficjalnie nazwę, a Wspaniali Organizatorzy wystosowali Odezwę do Narodu którą pozwolę sobie zacytować:
DevCrowd - Dziel się wiedzą, dziel się pasją
14 kwietnia 2012 odbędzie się czwarta już edycja konferencji dotyczącej języka Java, jego maszyny wirtualnej pod nazwą DevCrowd (dawniej java4people).  
Otwieramy call4papers!
Technologie, najlepsze praktyki rozwoju oprogramowania czy zarządzania projektami – jest tyle tematów, które warte są naszej uwagi. Zapraszamy prelegentów i entuzjastów do podzielenia się swoją wiedzą i spostrzeżeniami z uczestnikami z całej Polski.
Zaskocz nas i porwij tłumy – ubiegły rok to 130 uczestników, a z roku na rok jest nas coraz więcej :-)
Jeśli chciał(a)byś, aby spłynęła na Ciebie sława i chwała – nie czekaj i daj nam znać o sobie na c4p@devcrowd.pl!
Więcej informacji na stronie http://devcrowd.pl.
P.S. W zasadzie gadżety konferencyjne teraz będą dewocjonaliami ;P

Między ciszą a ciszą...

Chwała!
Jakiś czas temu zachęcony wpisem na przydatnym każdemu, kto lubi sobie podpacykować okienka, serwisie FreewareGenius postanowiłem wypróbować aplikację do kontroli głośności jaką jest Volume² (VolumeSqr). Teraz zaś nadszedł czas podzielenia się wrażeniami z jej działania.
Przykładowe OSD
Czymże więc jest to cudo? To cudo jest drobną i pożyteczną aplikacyjką zastępującą standardowy sposób kontroli poziomu głośności w systemie, na umożliwiający większe dopieszczenie pod potrzeby użytkownika.