wtorek, 7 lutego 2012

Fistaszki a sprawy programistyczne

Chwała!
Skoro już jestem w cugu (pozdrowienia dla wszystkich mających problemy z kominiarzami ;)) to jeszcze trochę przynudzę P.T. Czytelników odrobiną marudzenia. Otóż Koledzy z Naszej Jugi organizują coś takiego, co się zwie CodingDojo, na które się osobiście serdecznie nie wybieram. A dlaczego? Lata temu amerykański Geniusz, Karol Schulz stworzył jedno z najwybitniejszych dzieł w historii ludzkości, mianowicie Fistaszki. Charliego Browna, Snoopiego i resztę ferajny zna chyba każdy, a ich wpływ na Kulturę trudno przecenić. Otóż w jednym z pasków serii Charlie tłumaczy Linusowi, że rozumie jego strach przed bibliotekami słowami:


„Każdy z nas ma pewne obszary, w których czujemy się nie na miejscu”


I to w zasadzie powinno tłumaczyć wszystko. CodingDojo zakłada, że dla każdego z uczestników nie stanowi problemu pracowanie nie dość, że na oczach, to wspólnie przy użyciu jednego młotka z grupą. Tymczasem wielkim odkryciem nie będzie stwierdzenie, że nie każdy na takiego uczestnika się nadaje. Nie wyobrażam sobie, że mogę się komuś wtrącać w jego tryb pracy, że ktoś mi dyktuje co mam robić, albo patrzy na ręce i tak dalej. Wiem, wiem, dramatyzuję i przesadzam, ale tak „wspólne” programowanie wygląda z mojego punktu widzenia. Do wspólnej pracy na tak bliskim i niskim, wręcz „intymnym” poziomie, potrzeba po prostu zgodności interfejsów. Głównie tych pozawerbalnych, kompatybilnego stylu myślenia, pracy, chwytania w lot i kradzenia koni. Ot, po prostu to dla mnie tak, jakbym miał z kimś razem prowadzić motocykl na zasadzie jedno trzyma kierownicę, drugie zmienia biegi.... Z większością znanych i nieznanych mi osób reakcja jest jedna. Dziękuję. Postoję.

Co do samego wydarzenia, kto chce proszę bardzo, a nawet zachęcam szczerze do uczestnictwa, i fajnie, że coś się w tej naszej judze dzieje. Natomiast głęboki mój sprzeciw budzi, często obecna w naszym światku, promocja (niezależnie zupełnie od wydarzenia) wspólnego programowania, w tym programowania w parach, jako cudownego remedium na wszelkie bolączki procesów wytwarzania oprogramowania, a niestety choćby uczą takich bzdur na różnych kursach dla kierowników i zarządców projektów. A to nie ma tak. Jak w każdej grze zespołowej, tak i w programowaniu potrzebni, i „altruiści” i „soliści”, i Charlie, i Lucy, aby skomponować zespół (prawie)idealny. I nie zapominać, że zawsze się znajdzie w końcu przeciwnik idealniejszy. Zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz