piątek, 11 lipca 2014

Jak po słoiki to do stolicy, czyli po Confiturę i z powrotem

Chwała!
Ponieważ tak się złożyło, że zgodnie z powiedzeniem „sport to zdrowie... stracone” kosztem noszenia gipsu na nodze mam wreszcie wolne w lato (swoją drogą też przy okazji dobre wytłumaczenie dlaczego skoro wolne to nie wezmę i nie przekopię ogródka ;)), to wykorzystam część tego czasu na podzielenie się z P.T. Czytelnikami wrażeniami z tradycyjnej wyprawy do stolicy po słoiki z Confiturą.
Wyprawa, jak zwykle w mocnym składzie firmowo-jugowym, zaczęła się od mocnego akcentu, czyli od ponad dwóch godzin opóźnienia pociągu „na start”. Cóż, przynajmniej dzięki temu zobaczyłem końcówkę i bramki meczu Brazylia-Kolumbia... Trzeba oddać kolejarzom, że nadrobili z tego ponad godzinę dzięki czemu dotarliśmy na miejsce o całkiem przyjemnej porze, ale jednak w moim przypadku skończyło się na 2 godzinach „pseudosnu” co miało niestety pewne konsekwencje podczas konferencji.
Dobra, starczy wstępu, przejdźmy do meritum, znaczy wybranych przeze mnie prezentacji, czy też wykładów.