Sława!
Tak coś mija czas, a blog ten pokrywa się śnieżnym puchem niczym świat za oknem (Ach! Uwielbiam Prawdziwą Zimę, szkoda tylko, że mrozy ze słońcem tak krótko, a soli na ulicach tak wiele) więc postanowiłem sobie trochę pomarudzić, a może nawet wypłakać się w jakieś ramionko życzliwe ;)
Co tam więc słychać u mnie? Ano jak Szanowni Czytelnicy pewnie wiedzą, zabrało mnie się na poznawanie w praktyce nowych technik, dzięki Leszkowi i wydawnictwu Manning w boju tym zażartym wsparty jestem autoramentem cudzoziemskim, czyli Groovy In Action. Pozycja, przyznam się bez bicia, zacna, aczkolwiek na recenzję spod pióra mego trzeba będzie poczekać chwil kilka, aż chociaż po łebkach przelecę rozdziały "o mniej (chwilowo) intrygującej zawartości". W każdym bądź razie, dla mnie, cała ta idea książka za recenzję, którą mogę wykorzystać dzięki Jugowi, jest czymś fantastycznym. Przy okazji, jeśli ktoś zainteresowany czyta, to wiadomo może czy są gdzieś dostępne "brakujące" recenzje z biblioteczki naszego juga? Wiem, wiem, mógłbym spytać pożyczalskich, ale przecież miałem marudzić ;)
Drugi punkt, to sam groovy w akcji (nomen omen, albo nawet lelum polelum). Otóż, jest fajnie. Rzekłbym nawet bardzo fajnie. Najśmieszniejsze, że jakbym miał powiedzieć, co konkretnie fajnego i dlaczego, to miałbym problem, ale jakoś mam subiektywne poczucie mniejszego "bólu" przy kodowaniu tego co sobie wymyśliłem. Niestety, w swoim aktualnym projekcie, napotkałem trochę głupią sytuację, gdzie w jednym miejscu nie mogę sobie umilić życia tak jakbym chciał. I to nie tylko z winy grówiego. Otóż tenże grówi "ozdabia" (opakowuje? Jakoś nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa) sobie w pewnych sytuacjach klasy/obiekty Javy takim czymś jak MetaClass. I to właśnie jest źródłem frasunku, bo wykorzystuję klasy od zewnętrznego dostawcy, gdzie przy tej zabawie dostaję w pewnym momencie ClassNotFoundException (zresztą zupełnie zasadny). Cóż, wydaje mi się, że chwilowo, nie chce mi się jakoś myśleć nad "eleganckim" rozwiązaniem problemu, więc zrobię na okrętkę, a później się zobaczy (jak zwykle prowizorka ma szansę zostać najtrwalszym elementem systemu ;)).
A jak już przy zobaczeniu jesteśmy, to wbrew poprzednim wpisom, jednak wcale nie zostałem całkowicie przy Eclipsie. Z niewiadomych przyczyn, jednak mój kod, ni z gruchy, ni z pietruchy, przeprosił się z Ideą, więc w tym jednym projekciku pozwalam sobie wykorzystywać ją. I generalnie jestem zadowolony, chociaż pewnie skończy się na tandemie Eclipse+Idea. Oba środowiska potrafią sobie współdzielić projekty, na ile bezproblemowo to sprawdzanie tego jeszcze przede mną, ale parę opcji wygodniejszych jest jednak w Eclipse (szczególnie ogląd hierarchii klas, chyba, że ktoś wie jak "przypiąć" w Idea podgląd struktury na stałe do jakiegoś elementu?).
Na koniec, skoro już o ideach wspomnieliśmy, to taka drobna uwaga (bo wiem skądinąd, że Leszek z Amorfisem tu zaglądają ;)). W projekciku tymże mym tajemnym używać sobie zamyśliłem TestNG. W tej chwili na podstawowym poziomie, ale już za chwileczkę, już za momencik, bardziej "zaawansowane" zagadnienie trzeba będzie mi rozgryźć. Czy byłby sens, aby przy okazji tego rozgryzania spróbować wypocić jaką drobną prezentacyjkę, co by juga sierotkę trochę odkurzyć?