W ostatni czwartek stycznia odbyło się już 11. spotkanie szczecińskiej jugi. Tym razem na zaproszeniu widniała dumna myśl przewodnia - „Wprowadzenie do Google App Engine (Java API) na przykładzie Google Web Toolkit”. Tym razem zabrakło mi czasu i chęci zainteresować się wcześniej czym w ogóle jest to Google App Engine więc oczekiwania miałem spore...
Niestety. Marcin całkowicie poległ. Przykro to pisać, bo dobry z Niego kolega, ale niestety były to zmarnowane dwie godziny. Przede wszystkim przez cały ten czas nie można było się obejść bez wrażenia, że prowadzący nie przygotował się do prezentacji należycie i, że była robiona na kolanie „za dziesięć minut trzynasta”. Prezenter wybrał dość ryzykowny sposób przedstawienia tematu, czyli umieścił na slajdach jedynie plan prezentacji, natomiast „treść”, że się tak wyrażę, generowana w czasie rzeczywistym, posiłkowana stronami z dokumentacją. Cóż, nie twierdzę, że ta metoda nie może dać rady, ale... ...każde potknięcie bywa moim skromnym zdaniem znacznie bardziej boleśniejsze niż w bardziej slajdotwórczych podejściach. I na nieszczęście Marcina potknięć nie brakowało, a czarę goryczy dodała nie działająca aplikacja przykładowa. Tak więc koniec końców wyszła prezentacja nudna, chaotyczna i właściwie nie wiadomo o czym. Jedyne co się udało to zniechęcić do prezentowanego GAE, które wygląda szczerze mówiąc na niesamowicie badziewny hosting pseudojavowy, a jedynym sensem jego używania wydaje się pochwalenie w towarzystwie, że ma się „aplikację na góglu”. Cóż, w obecnych czasach, gdy ważniejsze jest logo i moda na daną markę od rzeczywistej jakości, nawet jeżeli się nie mylę w ocenie GAE po prezentacji, pewnie i tak odniesie niesamowity sukces.
Wracając do meritum, czyli spotkania. Cóż pozostaje życzyć Marcinowi i Nam wszystkim, żeby był to jedynie wypadek przy pracy, tak zwane „pierwsze koty za płoty” i oby następne razy były znacznie lepsze, gdyż, jak to mawiają, nic tak nie rozwija jak porażki (przynajmniej od czasu do czasu ;)).
Na koniec jeszcze jako „Szczeciński Dżawowiec” chciałbym podzielić się radością, że pomogłem w leczeniu kompleksów autorowi pewnego dość buraczanego komentarza na fejsbuku. Życzę zdrowia i dalszych sukcesów w ciężkiej sztuce dorastania (że ciężkiej to wiem z autopsji, bo mnie się nie udało na przykład).
P.S. Mimo wszystko jak zwykle zachęcam każdego do spróbowania swoich sił. Lepiej podjąć rękawicę i polec, niż nigdy się nie sprawdzić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz