wtorek, 2 listopada 2010

Impresji pojubileuszowych garść parę...

Sława!
W ostatni czwartek października odbyło się jubileuszowe, dziesiąte już spotkanie Szczecińskiej JUGi, na którym toż to i sługa Waszmościów uniżony zaszczyt miał się pojawić. Po prawdzie i szczerością przepełnion, stwierdzić muszę, iż rozpisywać o wrażeniach specjalnej potrzeby nie odczuwam antycypując, że Imć Darkowi starczyłoby gromkie „Było Git!”. Los jednak chce inaczej, a skoro słowo się rzekło, to i kobyłka u płota być musi. Obiecałem parę słów krytyki, to przyzwoitość nakazuje się wywiązać. Niestety. ;)
Zacznę więc od zastrzeżenia, że jakikolwiek obraz wrażeń mych skrzywiony wyjdzie, to niech Szanowni Czytelnicy przyjmą łaskawie do wiadomości, że podobało mi się. Naprawdę. Jak bum cyk cyk!
No to teraz ognia Rufusie!
Pierwszą częścią  prezentacji było przedstawienie pokrótce czym jest tenże Git. Czym to się różni od najpopularniejszych SKW takich jak CVS czy Subversion. Jaka jest specyfika pracy z Git i ogólnie z czym to się je. Cóż... Szczerze mówiąc, gdybym nie miał już wcześniej wyniesionej wiedzy (czy to z kon... przepraszam, z Konferencji, czy z własnych lektur) to wydaje mi się, że miałbym kłopot ze zrozumieniem, na czym ta „wyjątkowość” Gita polega, na co i po co mi jakieś indeksy, komity i inne pusze. Za to można się było dowiedzieć, iż pickczery polega na pikczerowaniu czegoś... Takie małe OCB i WTF się pojawiło w mej niecnej główce w pewnym momencie niestety. Ale luz, Publika, sądząc po nie za dużej ilości wnikliwie podstawowych pytań, chyba też miała pewne liźnięcie tematu za sobą, więc jakoś tam te konie po tym betonie...
Następnie krótki przerywnik w postaci przykładów, całkiem udanych. O ile zadziałały. Ale te drobne w końcu wpadeczki można zrzucić na karb złośliwości rzeczy martwych, i przejść do części drugiej prezentacji, gdzież to spróbowano przedstawić nam współdziałanie Gita z czymś o nazwie Gerrit oraz z Hudsonem.
 O ile część Hudsonowa nie pozostawiła wiele mi do życzenia (ha! Używa się, to się wie ;)), to nie do końca zaskoczyłem czym tak na prawdę jest ten Gerrit i co ma piernik do wiatraka. Trudno, zostało doczytać.
Na koniec imprezy znów parę przykładów, wrażenia dwa akapity wyżej ;)
A na koniec notki parę słów ogólnych. Prelegent co prawda sprawiał wrażenie kompetentnego w tym o czym mówił, ale... Ale wrażenie to trochę psuło zbyt częste chyba „gubienie wątku” w wypowiedzi, w stylu „to znaczy, inaczej mówiąc, znaczy inaczej...” ;) Wiem, że nie jest łatwo tak wystąpić sprawnie publicznie, szczególnie, gdy nachodzi na forum nas refleksja „cholera, przed lustrem, jakoś to lepiej brzmiało” ;), jednakże warto na przyszłość troszkę nad tym popracować, bo to chyba był największy z minusów prezentacji.
Tak więc nie zostało już nic innego jak tylko podziękować za uwagę i zaprosić wszystkich na następne spotkanie jugowe. Kto wie, może z którymś (którąś?) z P.T. Czytelników w zaszczytnej roli Wykładowcy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz