Sława!
Najnowszy wpis na blogu Jamesa Bacha przypomniał mi, że już dawno miałem wspomnieć parę słów o, nazwijmy to szumnie metodologią, testowaniu gnanym kontekstem (Context-driven-testing). Idea stojąca za tym podejściem jest chyba najbliższa moim intuicyjnym wyczuciom na czym testowanie powinno polegać, i staram się jakoś lepiej lub gorzej wprowadzać sobie w życie, i może coś z tego wyjdzie. Całość opiera się na siedmiu podstawach, które pozwolę sobie przetłumaczyć (pewnie nie najlepiej, ale co mi tam, najwyżej ktoś mądrzejszy mnie poprawi i szlag trafi cały zachwyt ;)):
- Wartość każdego postępowania (podejścia, praktyki) zależy od jego kontekstu.
- W danym kontekście są dobre praktyki, ale nie ma tej najlepszej.
- Ludzie pracujący razem, są najważniejszą częścią w kontekście każdego projektu.
- Rozwój projektów, w miarę czasu, często nie podąża przewidywalnymi ścieżkami.
- Produkt jest Rozwiązaniem. Jeśli zadany problem nie jest rozwiązany, produkt nie działa.
- Dobre testowanie oprogramowania jest wymagającym (i stawiającym wyzwania) procesem intelektualnym.
- Tylko rozsądkiem i wprawą, zaprzątniętymi razem podczas całego projektu, jesteśmy zdolni do wykonania właściwych czynności we właściwym czasie, aby skutecznie testować nasze produkty.
Tylko tyle, i aż tyle, bo jak pokazuje nie raz bliższa lub dalsza praktyka, nie wszystkim poszczególne punkty wydają się prawdziwe, a szkoda.
Po więcej informacji (w języku angielskim) zapraszam na stronę http://www.context-driven-testing.com/ , gdyż na prawdę warto się zapoznać. Nawet jeżeli uznacie, że sobie można o kant czterech rozbić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz