Sława!
Łykend nietypowo jak na mnie zaczął się od tzw. Wydarzenia Kulturalnego, mianowicie miałem niekłamaną przyjemność posłuchać na żywo jednego z najlepszych gitarzystów nieklasycznych naszych czasów, czyli Garego Moore'a.
Koncert, w ramach trasy promującej najnowszy album Bad for You Baby, odbył się w całkiem przyjemnej berlińskiej sali Tempodrom. Zgodnie z oczekiwaniami moimi, mediana wieku przybyłych była bliżej wieku moich rodziców niż mojego, ale trzeba przyznać, że były też persony mocno średnią wieku zaniżające :) Natomiast niezgodnie z oczekiwaniami, okazało się, że nie tylko polscy (szczecińscy) akustycy są... głusi. Na szczęście ciut zbyt głośne ustawienie ogólne i rezonująco-skrzekliwe ustawienie wysokich tonów nie zdołały zepsuć mocno wrażenia. Ale minusik zostaje.
Na rozgrzewkę zaserwowany został Alvin Youngblood Hart z zespołem, który dał czterdziestominutową dawkę fajnego, gitarowego bluesrocka (z naciskiem bardziej na rocka). Na ile się zorientowałem, zaprezentował materiał ze swojego, zdaje się ostatniego, albumu Motivational Speaker. Muzyczka fajna, z przytupem a nawet wykrokiem :)
A potem oczywiście Gwiazda Wieczoru, Gary. W swoim dwugodzinnym występie zagrał zarówno utwory z najnowszej płyty (m.in. tytułowe Bad For You Baby, Mojo Boogie, Walkin’ Thru the Park czy I Love you more than you’ll ever know, jak i trochę starszych kawałków, chociażby Oh, Pretty Woman, Too Tired,czy All Your Love) udowadniając, że na gitarze "wymiata" jak niewielu.
I mimo dwóch bisów - The Blues Is Alright i Parisienne Walkways jakoś tak szybko się skończyło. Na tyle, że, chyba najbardziej powszechnie znany jego utwór musiałem sobie dograć we własnym zakresie...